Od pewnego czasu w mediach trwały dyskusje wokół propozycji wprowadzenia obowiązku jazdy w kaskach, przynajmniej dla dzieci i młodzieży.
Ostatecznie wprowadzono nakaz jazdy w kaskach na zorganizowanych stokach narciarskich dla młodzieży do 15 roku życia. Ponieważ jednak przepisy swoje a życie swoje, jest spore grono osób wątpiących w to, czy uda się ten przepis wprowadzić realnie w życie i to już od najbliższego sezonu. Sądzę, że każdy głos w tej sprawie zwiększający szansę na rzeczywiste jego wprowadzenie wart jest kawałka papieru.
Chciałbym wypowiedzieć się w imieniu ratowników górskich, którzy na co dzień mają przykłady potwierdzające konieczność jazdy w kaskach. Od dłuższego już czasu obserwujemy zwiększającą się liczbę ciężkich wypadków narciarskich z poważnymi urazami, w tym dużo urazów głowy. Przyczyn tego zjawiska jest kilka:
- od dawna na naszych stokach królują snowboardy i narty karwingowe. Pozwalają one na jazdę na krawędziach tzw. ciętym skrętem. Daje ona dużą frajdę, wrażenie pływania i kołysania się na nartach. Niestety pozwala również na bardzo szybką jazdę. I tu już krok od jazdy niebezpiecznej, za szybkiej;
- innym problemem wynikającym z faktu jazdy na krawędziach jest trudność z szybką reakcją na sytuację awaryjną, niebezpieczną. Jadąc tradycyjnym skrętem z lekkim ześlizgiem pięt nart, jesteśmy w stanie szybciej zareagować, zatrzymać się lub ominąć przeszkodę. Jadąc na krawędziach mamy niekorzystne ułożenie ciała i nóg co powoduje, szczególnie u słabiej jeżdżących narciarzy, wydłużoną w czasie reakcję i opóźniony skręt w sytuacji awaryjnej;
- szybka jazda jest możliwa również dzięki coraz lepszym, szerszym i równiejszym stokom. Kiedyś, na zboczach pełnych muld rozwinięcie dużej prędkości nie było możliwe. Teraz w naszych ośrodkach jest już standardem codzienne ubijanie i równanie stoków przez ratraki. Takie przygotowane, łagodne trasy prowokują do rozwijania coraz większych i coraz bardziej niebezpiecznych prędkości;
- sztuczne zaśnieżanie to już również standard na naszych stokach. Są ośrodki gdzie 60, 70 % tras jest sztucznie zaśnieżanych. A śnieg, uzyskiwany z armatek śnieżnych, to tak naprawdę nie jest śnieg lecz rodzaj lodu. Jest on bardzo szybki dla nart i snowboardu i bardzo twardy. To również jeden z powodów zwiększonej ilości poważnych urazów na naszych stokach;
- innym, równie ważnym problemem dla użytkowników tras narciarskich są coraz częstsze zderzenia.
Podstawową przyczyną tych częstych zderzeń są: nadmierne zagęszczenie na naszych stokach oraz styl jazdy.
Od kilku lat w naszych ośrodkach trwa dość szeroka modernizacja. I to bardzo dobrze. Gorzej, że polega ona głównie na wymianie starych wolniejszych i gorszych wyciągów na coraz nowsze i wygodniejsze kolejki krzesełkowe. Poza wygodą maja one zwiększoną przelotowość. Niewiele robi się przy modernizacji samych tras zjazdowych. Ponieważ wiąże się to z reguły z koniecznością wycinki drzew, służby leśne lub Parki Narodowe są nieprzejednane i zazwyczaj modernizacje tras są kosmetyczne. Te dwa niekonsekwentne działania powodują, że nasze trasy są coraz bardziej zatłoczone coraz szybciej jeżdżącymi narciarzami i snowboardzistami.
Inną, równie ważną przyczyną zderzeń jest fakt pojawienia się na stokach dwóch, dość różnych w technice jazdy użytkowników. Są to narciarze i snowboardziści. Znane są dość liczne przypadki zderzeń tych dwóch rodzajów jeźdźców, szczególnie gdy obaj jadą podobnym, szerokim skrętem. Specyficzne, boczne w stosunku do kierunku jazdy ułożenie tułowia snowboardzisty na desce powoduje, że w jednym ze skrętów jest on dość niekorzystnie, lekko tyłem ustawiony do innych użytkowników stoku. Musi się dość mocno skręcić aby dojrzeć osobę jadącą w niedalekiej odległości. Gdy dodamy do tego szybką jazdę na krawędzi karwingowca, konflikt jest nieunikniony. Oczywiście nie obwiniam tutaj któregokolwiek z użytkowników tras narciarskich. Tego typu przypadki są jednak udokumentowane, nawet w dość dogłębnie analizowanych przypadkach sądowych.
Te przedstawione powyżej powody częstych, poważnych urazów narciarskich powodują, że już coraz więcej osób jeździ w kaskach. Nasze obserwacje wskazują, że na polskich stokach około jest to już około 20 -30 % narciarzy i snowboardzistów.
I tutaj pojawia się kolejne zagrożenie. Zderzenie dwóch użytkowników stoku, z których jeden ma kask a drugi nie, jest niewspółmiernie bardziej niebezpieczne dla tego bez kasku. To mniej więcej tak, jakby zderzył się czołowo samochód z motocyklem. Narciarz lub snowboardzista bez kasku jest z góry na straconej pozycji. Mamy przykłady takich zderzeń z poważnymi konsekwencjami nawet przy niewielkiej prędkości np. w obrębie kas. I ten argument, dla osób trzeźwo myślących powinien być decydujący.
Niestety logiczne argumenty nie docierają do każdego, szczególnie młodego pasjonata nart czy snowboardu. Dla nich nakaz jazdy w kaskach to głównie zamach na wolności obywatelskie i decydowanie samemu o sobie. Bo młodość cechuje się wielką fantazją a trochę mniejszą wyobraźnią. Ale przecież są już nakazy jazdy w kaskach na motorach czy skuterach. A nasze stoki przypominają do złudzenia nasze drogi. Są za małe, za wąskie, jeździ na nich zdecydowanie za dużo użytkowników, zbyt często na podwójnym gazie i ze zbytnią fantazją.
Na koniec kilka argumentów przeciwników jazdy w kaskach:
- w kasku mamy większe problemy z odbiorem telefonów komórkowych !! Racja. Ale mamy jeszcze słuchawki i kaski z elastycznymi zausznikami możliwymi do odpięcia. A poza tym, czy kilka godzin bez elektronicznej smyczy to aż taki problem?
- kask w połączeniu z goglami może ograniczać widzialność !! Ten argument dotyczył niektórych starszych modeli, gdy gogle nie były dopasowane do kasków. Obecnie, przy ogromnej różnorodności sprzętu, ten problem w zasadzie nie istnieje;
- i na koniec koronny argument „elegantów” – kask niewątpliwie niszczy nam fryzurę dużo bardziej niż czapka!!!! I na tak postawiony zarzut nie mam odpowiedzi. Chyba tylko kilka przykładów nietuzinkowych , z bajerancką szatą modeli kasków.