Początki skoków narciarskich
Każda rzecz ma swoich twórców, każde dziecko ma ojca (ojców :)). Podobnie jest ze sportem. Olimpizm ma ojca Pierre de Couberteina, Piłka nożna – Rimeta, a narciarstwo ma Sondre Aursena Nordheima – prostego, norweskiego cieślę z miasteczka Telemark. Był on twórcą nart, uczył na nich jeździć oraz ustanowił pierwszy rekord świata w długości skoku – 18 metrów. Jednak najstarsze odnalezione narty mają 4500 lat! Znalezione je w szwedzkim Hoting.
W 1861 roku zalożono w Norwegii pierwszy klub narciarski: „Trysil Shooting and Skiing Club”. Piec lat później na stoku w Holmenkollen zorganizowano pierwsze zawody narciarskie „Holmenkollen Nordic”, które z czasem zyskały miano Igrzysk Nordyckich. Bohaterem tych Igrzysk był szewc z Telemarku – Torjus Hemmestveit. Skoczył wtedy 23 metry. Był to nowy, nieoficjalny rekord świata.
Na początku XX wieku, po kolejnych zawodach w Holmenkollen bliżej skokami zainteresował sie Pierre de Coubertin – wspomniany ojciec olimpizmu . Ściągnął do swojej rodzinnej Szwajcarii skoczków z Norwegii i chciał rozpropagować ten sport na kontynencie europejskim. Tak rozpoczęła się „skokomania”. Kilka lat później jeden z „inteligentnych” Amerykanów skakał na nartach z toru saneczkowego…przez słonie… Wiadomo – Amerykanin. Polskie Towarzystwo Tatrzańskie tymczasem organizowało pierwsze w Polsce kursy jazdy na nartach i skakania na nich.
Mijały kolejne lata. W Davos odbyły się zawody, podczas których Norweg Harald Smith ustanowił kolejny rekord świata w skokach narciarskich. Była to zawrotna odległość 48 metrów. Zawodnik skakał nowym stylem – w czasie lotu narty miał proste, lecz wymachiwał rękoma by dalej polecieć. Było to wtedy nowością na skoczniach. W 1916 roku inny Norweg, Anders Haugen, na skoczni w Steamboat Springs (USA) zadziwią wszystkich inną technika. Skoczył mocno pochylając się do przodu, narty trzymając równolegle i…ustanowił nowy rekord świata – 65 metry. Styl Haugena przyjął się nadspodziewanie szybko. Już w kilka lat później stosowała go większość skoczków.
W lutym 1924 roku została założona Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS). W tym samym roku zorganizowano w Chamonix I Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Konkurs skoków narciarskich wygrał wtedy Jacob Tullin-Thams, który skoczył dwa razy po 49 metrów.
Polscy skoczkowie pokazali się z dobrej strony dopiero w 1936 roku na Igrzyskach w Garmisch-Partenkirchen – Stanisław Marusarz skoczył wtedy 73 i 75,5 metra, co dało mu 5. miejsce.
Magiczna granica 100 i 200 m
W 1936 roku została pokonana magiczna granica 100 metrów. Chodzi oczywiście o pierwszy skok powyżej 100 metrów. Austriacki skoczek Josef Bradl, na mamuciej skoczni w Planicy (Słowenia) skoczył 101 metrów. Po tym wyczynie Austriak stwierdził, że nie wie gdzie leży granica ludzkich możliwości w skokach narciarskich. Dodał, że już niedługo ktoś skoczy może i 200 metrów, jeżeli będą odpowiednie skocznie. Dokładnie po 56 latach – w 1991 roku na tej samej Velikance w Planicy pierwszy człowiek skoczył powyżej 200 metrów. Był to Fin Toni Nieminen. Skoczył wtedy 203 metry.
Rewolucja na literę V
Pierwsze skoki wyglądały tak: skoczek ruszał, wybijał się z progu i trzymając narty prosto wymachiwał rękoma. W latach 50-tych zmieniono zasady i zawodnicy podczas lotu trzymali ręce z przodu. Potem trzymali je wzdłuż tułowia, korygując lot lekkim ruchem dłoni. Ale prawdziwą rewolucję w skokach narciarskich zapoczątkował dopiero w latach 80-tych Szwed Jan Boklöv. On jako pierwszy zaczął skakać stylem „V” (narty podczas lotu ustawione są nierównolegle do siebie, lecz tworzą literę V). Jak przy każdej wielkiej zmianie na lepsze ludzie kłócą się kto tej rewolucji dokonał. Podobno wcale nie Boklov, a Polak, Mirosław Graf, ze Szklarskiej Poręby. W 1969 roku już podobno skakał stylem „V”. Z jego skoków śmiali się koledzy, którzy określali jego styl jako beznadziejny. Dostawał on wtedy bardzo niskie noty za „złe” prowadzenie nart, podobne perypetie miał Szwed Boklov – twórca stylu „V”. Styl „V” zdecydowanie ulepszył skoki. Dzięki niemu są one ciekawsze, a zarazem bezpieczniejsze. Długości lotów są większe, a liczba upadków mniejsza.
Styl „V” jednak nie od razu został zaakceptowany przez FIS. Na początku sędziowie traktowali ten styl jako zły i obniżali zawodnikom używającym go noty za skok, przez co skoczkowie przegrywali. Dopiero po wielu burzliwych dyskusjach udało się skoczkom wywalczyć to, że dziś wszyscy skaczą stylem „V”, a nie trzymając narty równolegle i machając rękoma…